Małgorzata pisze:Myślę, że Lem sięgnąłby po fantastykę niezależnie od okoliczności. To przebranie doskonale nadawało się do zmuszania odbiorcy do gry intelektualnej i założę się, że Lem doskonale to wiedział.
Tylko czy to jest tylko
przebranie? Wtrącanie w powieść realistyczną szerszej - kosmicznej - perspektywy wypadnie bardzo sztucznie (
"my tu sobie gadu-gadu, a tam planety krążą",
"on ją - excuse le mot - posuwa, a tam supernowa wybucha",
"chłop chłopa w łeb stosując cep, a tam na Europie może coś pełga pod lodem"). Zajdlowi - pamiętasz
"Satelitę"?
*utworek raczej ważny koncepcyjnie - i jako czasów świadectwo - zresztą, niż literacko jakoś powalający - nawet to wyszło, co prawda, ale nie wiem czy długofalowo by to egzamin zdało. Zwł. w
mainstreamie takim, jakim był w czasach Lema, przed Houellebecqiem, przed
"Tęczą Grawitacji" Pynchona, przed oddziaływaniem cyberpunku na nie-fantastykę...
Ale o tym za chwilę...
Małgorzata pisze:I tak mi się wydaje, że nie zreformowałby jakoś szczególnie mainstreamu, bo co tam jest do reformowania? :P
IMO jest... Zauważ kiedyś - jeszcze tak do Dantego - tzw. Wielka Literatura umieszczała swoich bohaterów w skali szerszej, kosmicznej, tak jak ją tam pojmowano (dobrze, czy źle chwilowo zamilczę, bo nie mam apetytu na światopoglądowe spory). Potem - Balzac z Prusem, Flaubert, Zola i inni - malowano już tylko społeczne (czasem, nieśmiało w sumie z perspektywy czasu, biologiczne) tło, zawężając perspektywę nawet nie do Ziemi a pewnego jej spłachetka. W końcu, nawet u największych - Dostojewski, Proust (obum czytał i szanuję) zaczęło się to zawężać do perspektywy indywidualnej, psychologicznej, albo wręcz solipsystycznej (zarzucano to dadaistom, da się zarzucić Borgesowi).
Lem w
"Szpitalu przemienienia" dodawał bohaterom - lekarzowi, filozofowi (ten
cholernik Sekuła) znów świadomość szerszą, z wiedzy wynikłą, rozszerzał im horyzonty i - na ile wiem - był w tym odosobniony, wyjątkowy. Dlatego ciekaw jestem co, przy innym losów ułożeniu, w nie-SF mógłby dokonać? Może nawet pchnąć literaturę na inne tory niż życiowy banalizm, różne oniryzmy i formalne eksperymenty?
Małgorzata pisze:Ale w takim ujęciu Dukaj nie jest nawet jego epigonem. :P
Prawda.
Małgorzata pisze:No i Dukaj nie ma jednak poczucia humoru...
Zdaje mi się, że raz nim - prawie? - błysnął. Gdy pisał
"Kto napisał Stanisława Lema?", mianowicie...
Ziuta pisze:Lem przede wszystkim pisał swoje najsłynniejsze powieści i opowiadania w momencie wielkiej wiary w futurologię. Książki i artykułu popularnonaukowe były pełne tabelek, w których wypunktowano planowane etapy rozwoju ludzkości — z precyzyjnie wyznaczonymi datami. Program podboju kosmosu był pociągnięty do Marsa, a nawet ciut dalej. W latach 70 to wszystko okazało się marzeniami optymistów. Sam Lem obśmiał ich (siebie w pewnym stopniu też) w "Kongresie futurologicznym". Na ten moment nie trzeba być przesadnie wiekowym, żeby przeżyć kilka końców historii, w których wszystkie niby pewne plany stały się makulaturą. Upadek komunizmu, jedenasty września, teraz Ukraina. Dziś pisarz SF, który tradycyjnie ekstrapoluje trendy i bawi się w futurologa — mimo wszystko wciąż są tacy — musi się naprawdę namęczyć, żeby nie popaść w retro. Dlatego nie mam żalu do Dukaja, że woli się wyabstrahować z tu i teraz (jak w "Innych pieśniach") lub świadomie pomieszać hard SF z wytworami czystej wyobraźni (monady w "Czarnych oceanach").
Dobra... Tylko, że Lem z drugiej strony z futurologii kpił, zwał ją niemocną i - poza wczesnymi
"Astronautami" i
"Obłokiem..." - nic jednoznacznie futurologicznego nie spłodził, raczej ukazywał statki, stacje od tej cywilizacji oderwane, w jej awangardzie krążące, więc nie do końca tek, że się tym futurologizowaniem podpierał...
Dukaj z kolei - przeciwnie. Przecie
"Czarne..." czy
"Perfekcyjna...", póki
wytwory czystej wyobraźni nie wkroczą, to jest b. poważne futurologizowanie w sumie, nie jedyne możliwe - owszem - ale przecież ta niepewność przewidywań daje większe pole do stawiania (i literackiego badania) rozmaitych możliwych prognoz (Lem, skądinąd, co łatwo się wychwyci, gdy czytać jego dzieła symultanicznie, też nagryzał rozmaite problemy z różnych stron, nie zawsze tak samo na te same pytania odpowiadając).
"Extensa" - choć słabsza - też jest futurologiczna.
Ziuta pisze:W przypadku Dukaja nic nie zapowiada, by zamierzał napisać własną sumę technologiczną. I dobrze.
Dlaczego dobrze, skoro sam piszesz co następuje:
Ziuta pisze:"Dialogi" są ważne, ale wiara we wszechmoc cybernetyki, z których się wzięły, przeminęła jak sen. "Summa technologiae" jest wielka,
Czemu ma nie powstać coś nowego - wielkiego (albo choć ważnego, choć boleśnie postarzałego)?
Ziuta pisze:Lem zaczynał wysoko, by z każdym rokiem się coraz bardziej wyobcowywać. Franz Rottensteiner opowiadał w wywiadzie dla Oramusa, że z krakowskich znajomych LEma, żadnego nie interesowała jego twórczość. Pozostawali Rottersteiner z Kandelem, ale z oboma się w końcu pokłócił. Do fantastyki miał żal za tandetę i zdziecinnienie. Dukaj natomiast, choć nie jest z pisarzy udzielających się, zdaje się mieć sto razy lepiej. Znalazł sobie towarzystwo orbitowsko-szostakowo-twardochowe (a są i inni), w którym się dogadują i wzajemnie czytają. Do Czasu Fantastyki pisuje co jakiś czas felieton-recenzję, w którym w równym stopniu po równi narzeka na felery fantastyki, co ją opiewa. Od czasu do czasu pojedzie na jakiś konwent i chyba czuje się na nich jak swojak, a nie jak cywilizowany człowiek w buszu.
Z drugiej strony co te wtręty biograficzne wnieść mają do oceny twórczości? To, że Lem nie miał SFowych kolegów, a Dukaj miał (co zresztą nieprawda - żaden z trzech w/w SF nie pisze, choć może czytają) niekoniecznie przekłada się na jakość prozy...
Ziuta pisze:U Lema bohaterowie są samotnymi sierotami, żyją w świecie idei, a o seksualności najlepiej powiedzieć tyle, że Lem opisuje ją z perspektywy bezpłciowego kosmity badającego obcy gatunek.
Stereotyp częsty (i częściowo uprawniony), ale są wszak ładne - choć może przepoetyzowane - wątki miłosne w
"Obłoku...", jest
"Solaris".
Pytanie też czy takie "zewnętrzne" spojrzenie na seksualność nie jest odkrywcze?
"Lecz ty, nieszczęsna ludzka nacjo,
Która kochając swe samice,
Musisz się łączyć opętańczo
Niestety, z ich kanalizacją
Zali wysławisz ją — w liryce?"
Ziuta pisze:Jaka jest zaleta Lema? Jest bardziej samodzielny. Bardzo długo działał w absolutnej próżni, sam sobie wymyślając gatunek, w którym pisał. A nawet kiedy już zyskał dostęp do anglojęzycznej SF, a w Polsce rozwinęła się rodzima fantastyka, Lem szedł swoją drogą.
Dukaj natomiast jest zwykłym pisarzem wplątanym w świat, w którym żyje. Odkąd znam angielski i mam internet, a od bezpośredniego kontaktu z Zachodem dzieli mnie jedno kliknięcie w Amazonie, Dukaj przestał być wstrząsająco oryginalny. Po prostu widać, ile wziął od Egana, kiedy inspirował się Stephensonem, a w "Zanim noc" nie doczekało się wznowienia chyba dlatego, ze całe akapity były tam przepisane z książki Kaku.
/.../
W skrócie i po łebkach: Lem to postać rodem z literatury rosyjskiej (może dlatego go tam tak kochają): pisarz-mędrzec zmagający się z "przeklętymi problemami". Dukaj to novelist w typie anglosaskim. Już prędzej nazwałbym go polski Nealem Stephensonem.
Czy zatem bronisz tym Dukaja, czy chłostasz mimo woli? Bo mnie na to drugie wyszło... ;)
Ziuta pisze:Wreszcie ktoś, kto z trudem zamyka powieść na tysiącu stron.
Acz i opowiadania piszą... Lem chyba za swoje najlepsze utwory beletrystyczne właśnie je uznawał...
Małgorzata pisze:Zalinkuj artykuł, gdy już się ukaże. :)))
Przyłączam się, też będę ciekaw...
Małgorzata pisze:Bardzo nowocześnie odbieram utwory Dukaja => po każdym pokazie czekam na więcej. Zupełnie jak na filmach 3D... Czekam na jeszcze ładniejsze obrazki
*cholera, nawet jak na mnie jest to generalizacja ogromna, zdaję sobie sprawę.
Dla mnie bohaterowie Dukaja są zarysowani i nieistotni, nieutożsamialni. Nie wydaje mi się nawet, żeby Dukajowi w ogóle zależało, żeby było inaczej - jego dążeniem jest kreacja światów, reszta to tylko tradycyjne wymogi, które mają czytelnika przez tę kreację-wizję poprowadzić, ot, takie odruchy, wątłe i banalne, bo, jak wspomniał Q, nie da się bez tego antropomorfizmu czy antropocentryzmu odejść. W tym sensie jest to twórczość oderwana. China Mieville mi się kojarzy jako analogia.
Nasunęło mi się (
"Dzienniki gwiazdowe" sobie odświeżałem), że Lem mógłby rzec o Dukaju, jak Diagoras o Corcoranie:
"Corcoran, mój panie, dokonał zwykłego nadużycia. On chciał filozofować, do znaczy być Bogiem, bo cóż innego oznacza w końcu filozofia, jeśli nie chęć zrozumienia wszystkiego w stopniu większym, aniżeli umożliwia to nauka! Filozofia chce odpowiedzieć na wszystkie pytania, właśnie jak jakiś Bóg. Corcoran usiłował nim zostać, cybernetyka była mu jedynie narzędziem, środkiem do osiągnięcia celu. Ja chcę być tylko człowiekiem, Tichy. Niczym więcej. Ale właśnie dlatego zaszedłem dalej niż Corcoran, bo on, dążąc do tego, na czym mu zależało, natychmiast ograniczył się: wymodelował w swoich maszynach niby ludzki świat, stworzył zręczną imitację, nic więcej. Ja, gdyby mi na tym zależało, mógłbym stwarzać dowolne światy... bo cóż mi po plagiatach...?"
Oraz:
"Kiedy mówiłem o Corcoranie, sądził pan pewno, że moje słowa dyktuje zawiść. Tak nie jest. Corcoran nie chciał wiedzieć - on chciał tylko stworzyć coś, co sobie uplanował, a ponieważ zrobił to, co chciał, co mógł ogarnąć myślą, nie dowiedział się niczego i niczego nie dowiódł poza tym, że jest zręcznym elektronikiem. Ja jestem o wiele mniej pewny siebie od Corcorana. Powiadam: nie wiem, ale chcę wiedzieć."
Zamieniając cybernetykę i elektronikę na literaturę.
Ale i Dukaj mógłby bronić przed nami swoich światów-abstrakcji, atakując nas dalszymi zdaniami tegoż Decantora:
"Ośle jeden, czy jeśli nie chcę sadzić papierówek, z tego wynika, że jestem skazany na renety!? Czy istnieją tylko małe jabłka i duże jabłka, czy też może jest olbrzymia klasa owoców, co!? Spośród niewyobrażalnej liczby układów MOŻLIWYCH Przyroda zbudowała właśnie jeden - zrealizowała go w nas. Czy może, pomyślisz, dlatego że był najdoskonalszy? Ale od kiedyż to Przyroda dąży do jakiejś platońskiej doskonałości? Zbudowała to, co mogła zbudować, i kwita."
;-)
Ziuta pisze:Za to nieuczciwe i niesprawiedliwe wydaje mi się wciskanie Dukaja w rolę nowego Lema, czy wręcz mówienie "chłopak chciałby być drugim Lemem, ale gdzie mu do mistrza". To szkodzi nie tylko Dukajowi, ale i czytelnikom, bo zaciemnia odbiór książek.
Ja bym rzekł inaczej:
"chłopak powinien być drugim Lemem" ;).
Ziuta pisze:Możesz też spróbować z
"Okiem potwora", bo to jedyna oficjalna (oprócz miniaturki dla Agory) próba zmierzenia się z Lemem, jego światami i bohaterami. I do tego krótkie. Jakieś dwieście stron.
Jedyna?
"Serca Mroku" ani
"Katedry" nie liczysz?
Ziuta pisze:Widzę za to jedną fundamentalną różnicę. Lem to piewca przypadku. Pełno jest u niego ślepych trafów, drobnych felerów techniki, które zbierają się na niemożliwą do przewidzenia katastrofę. W jednym z esejów Lem dowodził żartobliwie niemożliwość zaistnienia życia (bo życie musiałoby, żeby powstać, być wielkim zbiegiem okoliczności).
Dukaj natomiast na odwrót: jest deterministą. To widać w sposobie, w jaki tworzy światy — kilka z góry ustalonych założeń i konsekwentnie wyciąganie z nich wniosków. To widać w jego publicystyce, pełnej bezaltenatywnych konkluzji. Jeśli chce dobitnie spuentować jakąś tezę z felietonu dla Czasu Fantastyki, to robi to pisząc "taka jest nieunikniona konieczność i co panie poradzisz". No może nie wprost tymi słowy, ale chyba dobrze oddałem sens :)
Jedna i druga postawa mają swoje punkty poparcia. Lem przeżył wojnę i dwa totalitaryzmy, w których o życiu lub śmierci naprawdę potrafiła decydować jakaś przypadkowa bzdura. Do tego w pierwszej połowie dwudziestego wieku powstała fizyka kwantowa i jej oparta na probabilistyce interpretacja kopenhaska. Lem opierał więc swój pogląd na najnowszych osiągnięciach nauki oraz doświadczeniu dnia codziennego.
Jacek Dukaj natomiast żyje dziś, w czasach, kiedy uczeni masowo negują wszelką przypadkowość i negują wolną wolę. Taki mamy zaitgeist (tego słówka też JD z lubością używa).
Pomijając już to, co napisał - słusznie -
neu.: zwróć uwagę, że Dukaj może i jest deterministą (choć wolałbym dostać tego jednoznaczne dowody, bo z tego co widzę tworzy raczej bohaterów, którzy - koniec końców - biorą się ze światem za bary i na demiurgów istnych awansują, tytaniczni), ale probabilizm od determinizmu różne są bardziej pozornie niż Ci się zdaje, zwł., że oba kłócą się z zasadną wolnej woli, czyniąc człowieka (i Rozum wszelki), produktem, wypadkową, rezultatem, igraszką, potężnych bezdusznych sił.
No i wychodząc od determinizmu da się również pisać sensowną SF - dowodem Watts, Chiang (w konkluzjach zresztą wcale od Lema nieodlegli).
Czemu zatem Dukaj każe najpierw Gierosławskiemu myśleć w kategoriach determinizmu, siebie negować (co zresztą odważne i do współczesnych modeli równie pasujące, co do tych z młodości Tajtelbauma-Tarskiego), by na koniec tak mocno
"JA" akcentował w świecie totalnej fikcji się obracając?
To
"JA" to jest zresztą wybór filozoficzny dokładnie odwrotny od antropoperyferyjnej (poniekąd, jako się rzekło) filozofii Lema. To pachnie Zelaznym i jego bohaterami, którzy wręcz solipsyzm praktyczny ;-) uprawiali, demiurgami często-gęsto będąc...
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas