A.Mason pisze:Stwierdzenie, że kino jest sztuką wizualną jest tak samo prawdziwe, jak to, że teatr jest sztuką wizualną. Wizualność to tylko jeden z elementów sztuki filmowe
Teatr jest sztuką wizualną, tak jak każda inna dowolna dziedzina kultury, gdzie nośnikiem informacji jest wzrok (a właściwie światło). Różnica pomiędzy teatrem a kinem jest taka, że reżyser filmu ma możliwość manipulowania odbiorem w daleko większym stopniu niż reżyser w teatrze. W filmie korzystając z najazdów/odjazdów kamery, zmieniając ujęcia, pokazując zbliżenia lub panoramy czy wreszcie dodając nieistniejące w rzeczywistości obiekty.
Jednak wszystko co dostaje widz to ruchomy ciąg obrazków na ekranie i one mają mu opowiedzieć historię, tak jak czytelnik dostaje tylko słowa układające się w zdania. Siła kina leży w możliwości niemal dowolnego POKAZANIA (nie wyobrażenia sobie - to domena literatury) jak jakąś historię sobie wyobraził reżyser...
Po pierwsze - nie postuluję o ograniczenia dla ograniczeń. Jak wspomniałem wcześniej - nie mam nic przeciwko ładnym obrazkom, pod warunkiem, że jest w nich coś jeszcze.
Ależ postulujesz! Kto, jak nie Ty twierdzi, że epickość WP jest przesadzona, co postulujesz odjąć? Co takiego nie pasuje? I czemu należy to odjąć, mimo że epickość obrazków jest spójna zarówno z opowiadaną historią jak i z dziełem Tolkiena?
Po drugie pomysł, że Władca Pierścieni jest dziełem epickim z winy Tolkiena?
SJP pisze: epopeja
1. «długi poemat epicki opiewający w podniosłej formie czyny bohaterów narodowych»
2. «większy utwór powieściowy lub cykl powieści, przedstawiający obraz społeczeństwa w przełomowych momentach historycznych»
3. «szereg wydarzeń o doniosłym znaczeniu historycznym, społecznym itp., tworzących pewną całość»
To nie jest pomysł, to fakt. Tolkien napisał epopeję - dzieło epickie z definicji. Opisał wydarzenia o wielkim znaczeniu dla wymyślonej przez siebie cywilizacji zwiastujące koniec Trzeciej Ery i początek Czwartej (heroiczna walka podupadłych Gondoru i Rohanu z Sauronem, upadek i śmierć tego ostatniego, a w konsekwencji odejście elfów, zanik mocy pierścieni władzy, narodziny świata ludzi)
Jackson to pokazał.
I żeby nie było, nie twierdzę, że to źle. WP i H jako filmy to majstersztyki. Uważam, że dla realizacji treści (ekranizacji) taka dodana przez Jacksona epickość nie była potrzebna.
No, była, wynikała z ekranizowanego dzieła.
Fajnie, że jest, ale nie płakałbym, gdyby jej nie było, bo siła tych filmów leży nie tylko w ładnych obrazkach.
Leży. Oczywiście, nie jest to cała siła. Podstawa to fabuła, ale ładne (w sensie interesujące) obrazki to rzecz zaraz za fabułą. Stąd wziął się mój eksperyment myślowy z Tolkienem realizowanym przez naszą rodzimą kinematografię - ile by stracił na braku tych epickich scen? Na co resztą odpowiedź już mamy - udzielił jej Qvo Vadis i nie, epickości nie ugasiła zła gra aktorska, bo nie na tym epickość polega - scenom zwyczajnie brakuje rozmachu, przez który pokazuje się (literalnie) doniosłość danego zdarzenia, (zniszczone ogromne miasto, przerażone tłumy).