Sztuka fantastyczna, sztuka w fantastyce

czyli wszystko o periodykach, które nie są Fahrenheitem

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
eses
Psztymulec
Posty: 984
Rejestracja: sob, 01 paź 2005 19:59

Sztuka fantastyczna, sztuka w fantastyce

Post autor: eses »

Serdecznie witam w temacie :)

Na początku wyjaśnię: w najbliższym numerze CF ukaże się seria artykułów poświęconych odwiecznemu problemowi getta, ale atakujących problem nieco od innej strony niż zazwyczaj. Skaczemy na głęboką wodę - staramy się spojrzeć na dzieło fantastyczne jako na dzieło sztuki. Poniżej - w trzech postach, bo naraz zapewne się nie zmieści - wkleję Wam dotychczasowe głosy w dyskusji, zapraszam wszystkich do jej rozwijania. Najciekawsze wypowiedzi zostaną opublikowane w najbliższym CF. Dyskusję zakończymy 5.11, bo trzeba kiedyś zamknąć numer ;)

Pozdrawiam!
SS
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie ;)

Awatar użytkownika
eses
Psztymulec
Posty: 984
Rejestracja: sob, 01 paź 2005 19:59

Post autor: eses »

Sławomir Spasiewicz:

Bardzo długo zastanawiałem się, jaką formę powinien przybrać ten tekst, przede wszystkim dlatego, że dopiero po usłyszeniu kilku opinii na ten temat zorientowałem się, na jakie zadanie się porwałem. Bo czymże jest sztuka, szczególnie w dobie postmodernizmu, gdy ponoć nie istnieje już „prawdziwy” opis problemu i równouprawnione są wszystkie punkty widzenia? Oto definicja zaczerpnięta ze Słownika Języka Polskiego PWN:
Sztuka:
1. Dziedzina działalności artystycznej wyróżniana ze względu na reprezentowane przez nią wartości estetyczne; też: wytwór lub wytwory takiej działalności.
2. Umiejętność wymagająca talentu, zręczności lub specjalnych kwalifikacji.
3. Czyn dokonany dzięki takiej umiejętności.
4. Utwór dramatyczny przeznaczony do wystawiania na scenie.
5. Przedstawienie skonstruowane na podstawie takiego utworu.
6. Pojedynczy przedmiot, roślina lub zwierzę jakiegoś gatunku.
7. Pot. osoba o określonych cechach.
8. dawniej: „oddzielona część czegoś”.
9. dawniej: „określona ilość tkaniny sprzedawana jako całość”.
Pięć punktów tej definicji odnosi się do szeroko rozumianej twórczości literackiej. W niniejszym tekście ograniczymy się jedynie do jednego z rodzajów pisarstwa, czyli do epiki, choć oznacza to pominięcie choćby tak ważnego dla rozwoju SF dzieła, jakim była sztuka Karela Čapka R.U.R. wprowadzająca pojęcie robota, czy – jakoś nieszczególnie popularnej w naszym kraju, a na Zachodzie tworzonej przez twórców o bardzo znanych nazwiskach – poezji fantastycznej.
Twórcę dzieła literackiego określić można mianem artysty (za Słownikiem Języka Polskiego PWN – 1. Osoby uprawiającej jakąś dziedzinę sztuki, 2. Osoby odznaczającej się mistrzostwem w jakiejś dziedzinie) jeśli wybije się ponad przeciętność, którą jest rzemieślnicze opanowanie reguł pisania w danym gatunku literackim. Spełni nasze kryteria estetyczne.
Rzecz w tym, że nasze własne poczucie estetyki nie stanowi wystarczającego kryterium. O wyniesieniu danego dzieła do rangi sztuki decyduje nie tylko ponadprzeciętna sprawność autora. A przynajmniej nie dziś. Niegdyś należało mieć ambicję, być może powołać w tym celu swego rodzaju związek, grupę twórców zainteresowanych wniesieniem czegoś nowego, napisać manifest, a następnie według niego tworzyć. Proste? Nieszczególnie. Dość, że przy odrobinie szczęścia wpadało się w oko krytyce... Dziś wydaje się, że o zaliczeniu w poczet Twórców, tych przez wielkie T, decydują dwa czynniki, niekoniecznie mające coś wspólnego z obiektywizmem. Ale trudno się temu dziwić w epoce jego negacji. W każdym razie – kryterium wielkości dzieła stanowi opinia krytyków oraz wsparcie finansowe sponsora. Bez tych drugich wielu z nas, w tym ci pierwsi, nigdy nie dowiedziałoby się, że gdzieś tam istnieje i tworzy swoje dzieła autor XY. Mecenas (piękne, zapomniane słowo) przekonany o wielkości swojego podopiecznego umożliwia mu wypłynięcie na szerokie wody poprzez reklamę. Oczywiście, są jeszcze odbiorcy, którzy mogą zachwycić się dziełami albo nie, ale ich opinia nie jest wiążąca. W końcu sam mógłbym wymienić kilka nazwisk filmowców, malarzy czy pisarzy, którzy nie zarabiają kokosów na swej twórczości, ale cieszą się wielkim poważaniem krytyki. Odwrotnie – można być krytykowanym przez znawców przedmiotu i mimo to zyskiwać tłumy odbiorców. Konkrety na niwie fantastycznej? Proszę bardzo, tylko z naszego poletka: w kanonie literatury przekazywanym nam w szkołach[1] znalazł się jeden polski pisarz tworzący fantastykę, Stanisław Lem. Z zagranicznych twórców przebili się Tolkien, C. S. Lewis ze swoją Narnią (trzej wymienieni tworzą współczesne baśnie[2]) oraz antyutopie Huxleya i Orwella (w celu przekazania skądinąd słusznej informacji z dziedziny polityki – wszelkie totalitaryzmy są be). Nieśmiało do bram szkół puka Andrzej Sapkowski, jako postmodernista. A i tak najpopularniejszymi polskimi twórcami są Andrzej Pilipiuk i Andrzej Ziemiański, dzięki odpowiednio przygodom Jakuba Wędrowycza i Achai, których nie można uznać za ich najlepsze dzieła. Zaś przez głównonurtową krytykę literacką dostrzegani są głównie Jacek Dukaj i ostatnio Łukasz Orbitowski, za co im obu chwała.
W tym miejscu powinna pojawić się filipika na temat getta, stwierdzenie, że winni sztucznemu podziałowi są zarówno fantaści, którzy zamknęli się w wąskim kręgu swych zainteresowań, jak i miłośnicy twardego realizmu, widzący w literaturze nieopisującej rzeczywistości za oknem eskapizm i brednię. Ale problem w tym, że napisano takich analiz w Polsce już wiele, większość z pozycji konfliktu między opisami świata. A i tak żadna z nich nie spowodowała masowego nawrócenia czytelników i krytyki. Ciągle przed nami moment, który pozwoli zrozumieć, że podział na literaturę realistyczną i nierealistyczną nie jest tożsamy z podziałem na literaturę dobrą i złą.
Przed nami – nieprawda. Na Zachodzie fantastyka i realizm stanowią równorzędne poetyki, na których można oprzeć teksty zarówno konwencjonalne, jak i wymykające się wszelkim klasyfikacjom. Czytając romanse Nory Roberts, panie coraz częściej napotykają na ważne dla akcji elementy czysto fantastyczne – bohaterki spotykają przybyszów z innych planet, podróżników w czasie, znajdują magiczne artefakty. Korzystając z poetyki powieści wiktoriańskiej, Neal Stephenson pisze Diamentowy wiek. Na łamach CF Michał Cetnarowski przypominał sukcesy Jamesa Ballarda. A u nas jak zwykle – technologicznie i umysłowo w wielu dziedzinach kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt lat do tyłu[3]. Polscy fantaści ciągle muszą udowadniać, że nie są wielbłądami.
Być może zatem wszystko sprowadza się do uznania fantastyki za poetykę, czyli sposób prezentacji świata przedstawionego, a nie tylko konwencję, sposób opowiadania historii? Stworzenie utworu konwencjonalnego wyklucza artyzm, oznacza popadnięcie w epigońskie naśladownictwo. Sama odwaga w przełamywaniu schematów nie wystarcza jednak do stworzenia Prawdziwego Dzieła. Ale stwierdzenie o potrzebie talentu to truizm. Po prostu, musimy doczekać się Polaka, którego powieści będą podobać się zarówno realiście, jak i fantaście, i obaj będą mogli o nim powiedzieć „oto mój ulubieniec”. A do tego czasu musimy liczyć na to, że znajdzie się ktoś, kto sypnie groszem na popularyzację naszej ulubionej literatury. Żeby chociaż mieć tak dobrą prasę jak sensacja...! Gdy człowiek będzie się bał otworzyć konserwę, by ze środka nie wyskoczyła fantastyka, w końcu zaakceptuje ją jako normalność. Dzięki temu uczeń bez obaw powie, że niektóre ballady Mickiewicza można interpretować nie tylko jako utwory oparte na motywach ludowych, ale jako fantastykę bliskiego zasięgu bądź horror. I może gdy przeminie nasze pokolenie, science fiction i fantasy zostaną opisane jako jeden ze znaków rozpoznawczych epoki?

[1] Tym, którzy obruszą się, że lektury szkolne nie nadawały się do czytania, powiem, że żyją w bardzo złych dla siebie czasach, bo nie są w stanie zrozumieć mniej więcej co drugiej aluzji zawartej w dowolnym współczesnym dziele.
[2] Weźmy pod uwagę, że lekturami z dzieł Lema są jedynie Bajki robotów i Opowieści o pilocie Pirxie.
[3] Jakoś bez rozgłosu przeszła informacja, że dopiero dzięki obowiązującej od kilku miesięcy dyrektywie Unii Europejskiej kosmetyki i środki czystości zachodnich firm sprzedawane w naszych sklepach wreszcie są tożsame z tymi dostępnymi na przykład w Londynie...
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie ;)

Awatar użytkownika
eses
Psztymulec
Posty: 984
Rejestracja: sob, 01 paź 2005 19:59

Post autor: eses »

Michał Cetnarowski:

„Winni sztucznemu podziałowi są (…) fantaści, którzy zamknęli się w wąskim kręgu swych zainteresowań”. Argument ten, często używany, miał rację bytu kilkadziesiąt lat temu, kiedy tworzył choćby Lem, artysta o wielkim talencie, którego książki nie były jednak „zrozumiałe” dla odbiorcy, jeśli ten ustępował Lemowi znacznie na polu erudycji i, co gorsza, nie chciał się „podciągnąć”. Dziś w stopę strzelają sobie twórcy bardziej świadomie (Lem nie mógł wybierać swoich prawdziwych fascynacji) – programowo pisząc chałturę. Do zarżnięcia powtarzane jest hasło o „warsztacie”, o „rzemieślnikach”, a przecież to oczywistości – jak można siadać do pisania, nie znając reguł języka, w którym zamierza się pisać? Literatura, sztuka – nawet jeśli miała bawić – to zawsze było coś więcej (nawet jeśli „zabawa”, to z morałem). Dziś owe „coś więcej” to jakby dodatek, dla wielu wstydliwy. I nie chodzi nawet o występowanie „drugiego dna” w dziele, a o przerażający brak aspiracji do tego, żeby tworzone dzieło było właśnie bogatsze (wielowymiarowe).
Być może jest tak, ponieważ literaturę spod znaku elfa i szpady piszą dziś w większość ludzie młodzi – starzy muszą zarabiać (póki zaliczki w tej branży nie będą płacone w kwotach podobnych jak na Zachodzie, póty fantastyka będzie dla nich najczęściej tylko dodatkiem i hobby) – którzy nie tyle mają coś do powiedzenia, co chcą zostać wydrukowani. (Choć oczywiście kryterium wieku jest umowne, młodzi też mają coś do powiedzenia, starzy czasem, delikatnie mówiąc, błądzą). Brak aspiracji pisarzy to oczywiście także skutek braku aspiracji u czytelników (przynajmniej według szacunków autorów) – sprzedaje się to, co kupi czytelnik, a jeśli ten chce pulpy, to, cóż, pulpę dostaje. Wszelkie próby wychowania sobie odbiorców przez puszczanie im co jakiś czas dzieł bardziej ambitnych, nieszablonowych, mniej konwencjonalnych – a więc takich, z jakich kiedyś mogła być dumna fantastyka – są najczęściej niemiłosiernie torpedowane na wodach przeróżnych forów – a bo to niezrozumiałe, i w ogóle jakieś takie nie bardzo. Jak powiedział już inżynier Mamoń (i smutna to prawda,1 zwłaszcza dla fantastów) – lubimy oglądać tylko te filmy, które już znamy. Nawet genialny scenograficznie, piękny literacko Dukaj co chwila spotka się z absurdalnym zarzutem pisania „zbyt trudno i niezrozumiale”. Więc co, ma napisać kontynuację „Świata czarownic”? Wtedy na forach będzie „nieoryginalny”.
Oczywiście nie można pisać „programowo” arcydzieł, jednak jeśli w czytelniku nie będzie głodu czegoś więcej, wtedy to „coś więcej”, co odróżnia literaturę od broszury, rzadko będziemy spotykali w pisanych „pod czytelnika” książkach. (Prawa rynku nie mogą jednak rozgrzeszać autorów). Zresztą, najczęściej (zawsze?) pisarze najpierw muszą być czytelnikami. Jeśli od początku żywią się daniem niskokalorycznym intelektualnie, ciężko im potem wyrwać się z takiego sprzężenia zwrotnego. Dlatego choć wśród współczesnych nie brakuje ambitnych (Szostak, Podrzucki, Orbitowski, Twardoch to tylko niektórzy), ciągle warto także, nawet jeśli przynosi to mniej zysków, promować klasyków. A w szkole jak Plastuś przed ogniem – nie bronić się przed lekturami.
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie ;)

Awatar użytkownika
eses
Psztymulec
Posty: 984
Rejestracja: sob, 01 paź 2005 19:59

Post autor: eses »

Cezary Zbierzchowski:

Chciałbym zwrócić uwagę na pewien paradoks: to, co stanowi o sile fantastyki, jest równocześnie jej największą bolączką. Chodzi mianowicie o popularne korzenie literatury spod znaku SF oraz jej egalitaryzm.
Żadnej dziedzinie sztuki nie wychodzi na dobre, jeśli potencjalny odbiorca ma ją a priori za źródło łatwej rozrywki i tanie świecidełko. Tylko nieliczne osoby zachwycą się naprawdę wirtuozerią cyrkowców, niewielu dostrzega piękno i kunszt graffiti, mało komu chce się wsłuchać w słowa punkowej piosenki, by usłyszeć prawdę o życiu. Tak samo jest z fantastyką. Między paskudnymi okładkami, na półce oddzielonej od literatury współczesnej niewidzialnym murem przynależności gatunkowej, leżą prawdziwe perły: Solaris, Według łotra, Inne pieśni. Trudno nam pojąć, dlaczego te powieści nie są powszechnie znane. A jednak tak się dzieje; zapytajcie znajomych nie-fantastów. Przyczyn należy szukać właśnie w niezbyt chlubnej przeszłości, w nieustająco paskudnej stylistyce książek, w oddzieleniu krytyki fantastycznej od głównonurtowej (bardzo ważny czynnik!), w oddzielnych nagrodach, w małych nakładach na promocję, wreszcie – w schematyzmie i nieudolności warsztatowej większości twórców.
Wspomniany przeze mnie egalitaryzm – przekonanie, że sztuka jest dostępna dla wszystkich (jak postulował Joseph Beuys: każdy artystą!) – jest niezbywalną cechą fantastyki od jej zarania. Już na początku XX wieku łapali za pióro młodzi miłośnicy nowinek technicznych i przygody, by dać upust swojej wyobraźni, tworzyć nieznane światy, rasy i rodzaje broni. Trudno mówić o artyzmie tego rodzaju pisarstwa, o dopracowaniu fabuły, o kreacji wielowymiarowych postaci. To wszystko schodziło na plan dalszy i, jak sądzę, schodzi nadal – wystarczy sięgnąć po dowolne pismo literackie poświęcone fantastyce, by się o tym przekonać. Teksty młodych kandydatów na pisarzy są źle skomponowane, pełne błędów logicznych i językowych, a przede wszystkim porażają nieznajomością ludzkiej psychiki i reguł gry panujących w dorosłym świecie.
Co ciekawego o świecie i człowieku może powiedzieć nastolatek, który wychował się na MTV, Big Brotherze i piosenkach Ich Troje? No dobrze, załóżmy nawet, że nikt z autorów fantastycznych opowiadań i powieści nie gustuje w takiej papce. Są to ludzie ponadprzeciętnie oczytani, inteligentni i skłonni do refleksji. Mimo wszystko, śmiem twierdzić, że młody wiek dyskwalifikuje większość z nich jako myślicieli, a brak merytorycznego (literackiego) przygotowania tworzy zaporę nie do przebycia, zbudowaną z ciężkich zdań, niewygodnych wyrazów oraz synonimów, których panicznie się szuka. Dodajmy do tego brak świadomości literackiej i schematyzm fabularny, zwłaszcza na polu fantasy. Taka twórczość przeważa, a autorytety – ludzie skądinąd szanowani przeze mnie, jak Maciej Parowski – potrafią zachwycać się szmirą i doszukiwać w niej czegoś Nowego, podczas gdy nawet Stare uciekło stamtąd ze wstydem.
Spójrzmy prawdzie w oczy: podobnie jak większość numerów cyrkowych, ściennych malowideł i punkowych piosenek, większość utworów fantastycznych trąci kiczem i estetyczno-intelektualną miernotą. Forumowicze urządzają sobie konkursy literackie i oceniają się nawzajem, zupełnie jakby umieli rzetelnie oceniać literaturę. Redaktorzy pism narzekają na pełne szuflady, ale mają problem z zapełnieniem kolejnych numerów tekstami, od których nie bolą zęby. Książki porażają fatalnym poziomem edytorskim i w większości z nich trudno doszukać się jakiejś oryginalnej filozofii, myśli przewodniej, sensu.
A przecież fantastyka to gatunek niezwykle żywotny, który może opowiadać o wszystkim, począwszy od banalnych strzelanin, przez eksplorację nieznanych krain, po oryginalne systemy społeczne, wartości moralne i religie. Fantastyka w rękach świadomego, doświadczonego autora może stać się zjadliwą satyrą polityczną, ostrzeżeniem przed upadkiem humanizmu czy niekontrolowanym rozwojem techniki lub wzruszającą historią miłosną Nie ma takich miejsc i zjawisk, których nie można by ująć w ramy tej wspaniałej, wszechogarniającej metafory, jaką – w gruncie rzeczy – jest utwór fantastyczny. Jak wspomniał MP podczas jednego ze swoich odczytów, fantastyka ze względu na ów metaforyczny czy też symboliczny charakter staje się doskonałym narzędziem w rękach początkujących pisarzy, ludzi młodych. Od siebie dodam: pomysł na fantastyczny utwór ma tę przewagę nad pomysłem na tekst, dajmy na to, obyczajowy, że powstaje niejako intuicyjnie. Można przeżyć stosunkowo niewiele, ale wpaść na doskonałą metaforę i jakby przypadkiem odkryć nieznaną twarz rzeczywistości.
W takim ujęciu „twórczy egalitaryzm” fantastyki staje się bardziej zrozumiały, podobnie jak to, że tylu ludzi w liceum pisze wiersze do szuflady. Widzę gdzieś pokrewieństwo obu zjawisk literackich. Chociaż, czy teksty pisane do szuflady w młodzieńczym uniesieniu od razu stają się literaturą? Otóż, nie. I tego powinni być świadomi redaktorzy pism papierowych i internetowych. Łatwo zrobić człowiekowi krzywdę, chwaląc go pochopnie albo – co gorsza – narażając na niewybredną krytykę ze strony wyzłośliwiających się na każdym kroku internautów. Fantastyka cierpi na przedwczesne debiuty, próby pisania powieści po kilku opowiadaniach i poklepywanie się po plecach. Ale, z drugiej strony, fora internetowe i kąciki listów w pismach poświęconych fantastyce są bezcenne dla twórców. Tak dużej liczby informacji zwrotnych „na gorąco” mogą pozazdrościć im autorzy kryminałów, powieści historycznych czy romansów. Wszyscy wiemy bowiem, że czytelnicy fantastyki to coś więcej niż zbiór osób preferujących pewien typ literatury, to ruch fanowski, zjawisko socjologiczne.
W takiej masie osób chwytających za pióro, prawem statystyki musi znaleźć się kilku, którzy tworzą literaturę przez duże „L”. W moim mniemaniu w SF czy fantasy zawsze przeważać będą (miażdżąco) utwory sensacyjno-przygodowe, w których zamiast metafory znajdziemy kupę fantastycznych gadżetów. Jednak uważne czytelnicze oko wychwyci tych kilku autorów, którzy czarują piórem, a nie męczą się z każdym słowem, żeby na koniec nie powiedzieć niczego o człowieku. Tylko – czy każde, wytrawne czytelnicze oko będzie chciało ich dostrzec? Przypomnę jeszcze raz: pulpowe korzenie tej literatury i styl wydawniczy SF kładą się cieniem na jej bogactwo. Nie każdemu przyjdzie do głowy, by w książce, która ma w nazwie jakąś obcą planetę albo robota na okładce, poszukać głębokiego sensu. Nie każdy weźmie ją do ręki. Nie każdy spojrzy w stronę półki z komercyjną – w jego mniemaniu – tandetą.
A przecież w dobie nieokiełznanych eksperymentów formalnych, utwory sięgające do najlepszych wzorów pop-literatury mogą okazać się tymi, które nadal coś mówią, gdzie nadal przykłada się wagę do klasycznie pojmowanej fabuły, bohaterów i dialogów, gdzie istnieje jeszcze rozróżnienie pomiędzy dobrem i złem, i nie wmawia się czytelnikowi, że wszystko jest względne. Zanurzeni w obcej i, jakże często, wrogiej rzeczywistości, będącej scenerią utworów SF, jej bohaterowie muszą sięgać do trzewi swego człowieczeństwa, aby nadal pozostać ludźmi. Fantastyka stawia ich nieustannie w ekstremalnych sytuacjach, aby testować, czy nie utracili swojego „ja”. Pewna anachroniczność środków wyrazu i przynależne pulpowej książce zamiłowanie do przygody może stać się wielkim atutem, jeśli posłuży wyższym celom. A jeśli dołoży się do tego trochę formalnej odwagi i odświeży język – będziemy mieli sam miód.
Podsumowując, fantastyka jako całość nigdy nie będzie bezbrzeżnym morzem arcydzieł. Jej specyfika: fanowski charakter, niski próg tak zwanej „drukowalności” oraz pulpowe zamiłowanie do przygody sprawiają, że z definicji bliżej jej do sensacyjnych powieścideł niż wielkiej literatury. Ale, równocześnie, podejmuje ona kolejne wyzwania, próbując opisać świat – również ten wewnętrzny – wciąż na nowo, bez tego emocjonalnego i moralnego wypalenia, jakie często znajduję w mainstreamie. Powtarzam to w kółko, przy każdej okazji, więc pozwolę sobie powtórzyć jeszcze raz: niezwykle ważne w naszych czasach jest opakowanie, okładka książki, jej tytuł, sposób i miejsce, w jaki się ją promuje. Uznani krytycy nie przyjdą do nas: autorów, redaktorów i wydawców. Jeśli chcemy zmienić obecny stan rzeczy, musimy się o to postarać, dotrzeć do nich sami. Przeprojektować okładki, pojawiać się jak najczęściej w „niebranżowych” pismach, dbać o nagłośnienie nagród i najlepszych pozycji wydawniczych. I nie pisać na okładkach książek oraz w promocyjnych quasi-recenzjach, że kolejne popłuczyny po Tolkienie, Gibsonie czy Dicku to arcydzieło. Nie piszmy głupstw, mili Państwo, bo nikt spoza kręgu fanów i tak w te głupstwa nie uwierzy.
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie ;)

Awatar użytkownika
eses
Psztymulec
Posty: 984
Rejestracja: sob, 01 paź 2005 19:59

Post autor: eses »

I teraz Wy :)
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie ;)

Awatar użytkownika
kaj
Kadet Pirx
Posty: 1266
Rejestracja: śr, 28 wrz 2005 13:50

Post autor: kaj »

Sztuczny problem. Fantastyka jest gatunkiem jak każdy inny. I jak gdzie indziej 95% to chłam, reszta to sztuka. A owe getto, to raczej problem psychologiczny fantastów. Przecie ich dzieła nie są cenione z zasady niżej niż kryminały, farsy, romase, itd. A ci z najwyższej półki przecie są doceniani. A że niewielu autorów fantastyki (i nie tylko) dorównuje dokonaniom Z. Herberta, Gombrowicza....
Trudno, żeby Philipiuk dostał zaraz Nike i Nobla.

Awatar użytkownika
flamenco108
ZakuŻony Terminator
Posty: 2229
Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
Płeć: Mężczyzna

Post autor: flamenco108 »

kaj pisze:Sztuczny problem. Fantastyka jest gatunkiem jak każdy inny.
Prawdą to jest doputy, dopóki się POLCON nie zacznie. Pokaż Ty mi takie spotkania miłośników romansu politycznego. Podział zarysowany przez Ciebie służy szufladkowaniu metody opowiadania - są to jakieś gotowe schematy, którymi każdy ałtor może się posłużyć. W rzeczywistości miesza konwencje, biorąc wedle uznania po trochu z każdej i lepiąc jakieś rachatłukum. Tymczasem fantaści zakładają for na potęgę, spotykają się przy piwie, utrzymują trudne przyjaźnie po przekątnej kraju z innymi miłośnikami - bynajmniej nie pewnego gatunku literackiego, a pewnego sposobu myślenia, odważyłbym się rzec, że pewnego wyboru drogi życiowej. Bo żeby kochać tę literaturę, trzeba być ciekawskim, mieć nawyk łamania szablonów myślowych i chyba też troszeczkę wierzyć, że te wszystkie niesamowitości kreowane przez Dukaja, Lema i innych są chociaż troszeczkę możliwe.

Czyli fantastyka jest, czy też, aby nazwać ją sztuką, powinna być odpowiedzią na nasze pomysły typu, chciałbym do szkoły latać takim śmigiełkiem przyczepionym do pleców. Albo - tak nudno w tym autobusie, dlaczego nie mogę mieć przenośnego urządzenia do wszechstronnej komunikacji i rozrywki. A może w tym autobusie jest tak ciasno, że marzycie o jakimś rodzaju urządzenia zapewniającego samotność i prywatność w tłumie, izolującego od zagrypionego oddechu współpasażerów, na życzenie odcinającego wizję? I na to wszystko pisarz swoimi umiejętnościami nakłada inne konwencje (romans, kryminał, żeby nie było nudno), zaś t-a-le-n-t-e-m dodaje egzystencjalny problem, który na dodatek nie mógłby się pojawić, gdyby nie ta rzecz niesamowita, która tak naprawdę zaprzątała naszą wyobraźnię.

Właściwie nie wiem, czemużby fantastyka miała aspirować do sztuki. Dlaczego miałaby, jako kolejna niewolnica krytyki, brać na swoje barki rozwiązywanie cudzych problemów. Od kryminału, technothrillera, powieści wojennej, marynistycznej nikt tego nie oczekuje. Niech fantastyka daje swoim czytelnikom to, czego potrzebują, a rozważania o Sztuce zostawi zawodowcom. Jak wyluzujemy, może pojawi się więcej Lemów, Dukajów, Herbertów, Bradburych.
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.

Awatar użytkownika
kaj
Kadet Pirx
Posty: 1266
Rejestracja: śr, 28 wrz 2005 13:50

Post autor: kaj »

No to trudno by tacy maniacy nie zamykali sie w getcie.

Awatar użytkownika
Ebola
Straszny Wirus
Posty: 12009
Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
Płeć: Nie znam

Post autor: Ebola »

Czyżbym w tekstach kolegów z Creatio dostrzegala przemykajacy cień kompleksu mainsteamu?
Bo w czym jest problem? Że głównonurtowi krytycy nie dostrzegają i lekceważą fantastykę? Że wielu ludzi nie czyta fantastyki? Wielu ludzi nie czyta również powiesci głównonurtowych. I co z tego?
Nie sięgnęłam po fantastykę dlatego, ze przeczytałam artykuł wybitnego krytyka, ani dlatego, ze mialam to zapisane w genach. Zrobilam to bo czytałam co mi wpadlo w łapy, i ktoś mi pożyczył, nie pomnę albo Bajki robotów, albo Poniedziałek... i poszło. Mnie pasowało, innym nie musi. Też bym wolala, żeby więcej ludzi czytało fantastyke, ale jedyne co mogę zrobić to podsuwać innym ksiażki tak jak mnie ktoś dawno temu.
A że to literatura rozrywkowa, a Szekspir to co mainstream był? Może wróćmy do tej dyskusji za dwieście, trzysta lat. Zobaczymy jak wtedy będzie wygladał kanon lektur szkolnych :)
Edit.
W dodatku nie wiem czy Creatio, Fahrenheit i tym podobne jest dobrym miejscem na tego typu dyskusje, może spróbujcie w poważnym piśmie, z poważnymi krytykami porozmawiać. Tu nie trzeba nikogo przekonywać.
Ostatnio zmieniony sob, 28 paź 2006 22:05 przez Ebola, łącznie zmieniany 1 raz.
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!

Awatar użytkownika
flamenco108
ZakuŻony Terminator
Posty: 2229
Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
Płeć: Mężczyzna

Post autor: flamenco108 »

Zależy kto buduje mury tego getta. Zawsze ktoś zaczyna. A później już nikt nie pamięta, czy zaczęli czarni, czy niebiescy, ale obie strony wzajemnie się oskarżają.

Ten argument kieruje dyskusję na niewłaściwe tory. O getcie dyskutowano już nie raz. A mnie chodzi o to, że w ogóle nie lubię słowa "sztuka". W kontekście artystycznym ma się rozumieć. Jeżeli fanstastyka wciąż istnieje, tzn, że jest potrzebna, a o jakichś wartościach wymyśloych pod koniec XIXw. nie ma potrzeby tu toczyć sporu.

Jest inny problem. Jeżeli uznamy, że nie ma po co aspirować do rangi sztuki, to jak wymusić jakość opowieści? A tak naprawdę o to tylko chodzi - żeby ciężko zarobione pieniądze wydawać na coś, co warte jest kupienia. Żeby nie było tendencji spadkowej w jakości utworów.
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.

Awatar użytkownika
Ebola
Straszny Wirus
Posty: 12009
Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
Płeć: Nie znam

Post autor: Ebola »

Flamenco, fantastyka jest sztuką. Nie cała ale jest.
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!

Awatar użytkownika
Rheged
Stalker
Posty: 1886
Rejestracja: pt, 16 wrz 2005 14:35

Post autor: Rheged »

Ebola pisze:Czyżbym w tekstach kolegów z Creatio dostrzegala przemykajacy cień kompleksu mainsteamu?
Bynajmniej :).
Ebola pisze:Bo w czym jest problem? Że głównonurtowi krytycy nie dostrzegają i lekceważą fantastykę? Że wielu ludzi nie czyta fantastyki? Wielu ludzi nie czyta również powiesci głównonurtowych. I co z tego?
To z tego, że w świadomości ogółu czytelników fantastyka jawi się jako swego rodzaju kicz. Sytuacja ta jest co najmniej dziwna i właśnie o to chodzi, aby zbadać mniej więcej powody, dlaczego tak się dzieje. Na pewno jest między innymi tak, że fantaści to twory specyficzne, tak jak ktoś wyżej powiedział - to pewna droga w życiu (bez gloryfikacji, po prostu stwierdzam) - co owocuje gettem. Wprawdzie nie tylko to, ale również i to.

Problemem jest właśnie to, że fantastyki się nie bada, nie próbuje jej zgłębić, aby potem wydać osąd. Łatka takiego np. pisarza-fantasty jest wręcz obelżywa dla pewnych kręgów.
W dodatku nie wiem czy Creatio, Fahrenheit i tym podobne jest dobrym miejscem na tego typu dyskusje, może spróbujcie w poważnym piśmie, z poważnymi krytykami porozmawiać. Tu nie trzeba nikogo przekonywać.
Wyjdźmy od własnego podwórka z wnioskami, aby potem dzielić się tym z resztą świata. Jeśli sami nie będziemy o tym dyskutować, to inni z własnej inicjatywy nie zaczną.
Emil 'Rheged' Strzeszewski
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe

Awatar użytkownika
Dabliu
ZakuŻony Terminator
Posty: 3011
Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Dabliu »

Rheged pisze:w świadomości ogółu czytelników fantastyka jawi się jako swego rodzaju kicz. Sytuacja ta jest co najmniej dziwna i właśnie o to chodzi, aby zbadać mniej więcej powody, dlaczego tak się dzieje.
Weźmy choćby taki, skądinąd uwielbiany przez wielu, "Autobahn nach Poznań". Fajne? Fajne. Reprezentatywne dla fantastyki? Reprezentatywne. Ale niech mi ktoś powie, że to nie kicz, a wyśmieję...

Awatar użytkownika
kaj
Kadet Pirx
Posty: 1266
Rejestracja: śr, 28 wrz 2005 13:50

Post autor: kaj »

Rheged pisze: Problemem jest właśnie to, że fantastyki się nie bada, nie próbuje jej zgłębić, aby potem wydać osąd. Łatka takiego np. pisarza-fantasty jest wręcz obelżywa dla pewnych kręgów.
Na pewno się nie bada? Przecie doktoraty powstają. A dla których kręgów obelżywa?

Awatar użytkownika
eses
Psztymulec
Posty: 984
Rejestracja: sob, 01 paź 2005 19:59

Post autor: eses »

Wiesz, kaju, fakt, że robiłem pracę magisterską z parodii filmowych nie oznacza jeszcze, że zostały one powszechnie zaakceptowane :) Ot, jakiś napaleniec sobie napisał - jego wola. Podobnie ludzie piszący prace z fantastyki - jeśli trafią na promotora, który taką literaturę czytuje, nie ma problemu. Jeśli nie trafią, problem jest.

Bardzo dobrze wiem, że tę dyskusję powinniśmy przeprowadzać nie my, ale krytyka "głównonurtowa". Tylko stawiam browara temu*, kto taką dyskusję zorganizuje i otrzyma sensowne wnioski ;)

*pierwszej takiej osobie ;P
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie ;)

ODPOWIEDZ